Granica Kętrzyn – Unia Susz 5:4. Strzelali aż miło

1846

Piłkarze Granicy odnieśli dzisiaj bardzo cenne zwycięstwo, które przybliża kętrzynian do utrzymania się w IV lidze. W 26 kolejce spotkań wygrali po epickim spotkaniu w deszczu z Unią Susz 5:4. Łupem bramkowym podzielili się: Mariusz Machniak, który trafił dwa razy oraz Paweł Aleksandrowicz, Kacper Rałowiec i Konrad Gan. Już w środę w Korszach kolejne spotkanie „o sześć punktów”.

Przed rozpoczęciem spotkania czuć było spokój wśród kibiców Granicy. Nie było chyba nikogo, kto nie wierzył w zwycięstwo. Gdy zaczęli, nawet ten ostatni uwierzył w kolejne 3 punkty. Granica przeważała, tworzyła kolejne okazje, ale czegoś brakowało. Potem spadł deszcz i gdy nieco umilkł akcję przeprowadziła Unia. Niestety, dla kętrzynian skuteczną. Najwyższy na boisku, mierzący 186 centymetrów wzrostu Marcin Karczewski nie dał szans Mateuszowi Paplińskiemu. Kilka minut później znowu Karczewski, tym razem z 20 metrów trafił na 2:0. Piłka prześlizgnęła się po brzuchu Paplińskiego i wpadła do sieci. Spora grupa kibiców z Susza była bardzo zadowolona. Tłumaczyli, że Granica nie ma recepty na Unię, bo ostatnio z nią tylko przegrywa.

Szkoda by było, gdyby Granica spadła. Chcielibyśmy jesienią przyjechać na nowy stadion do Kętrzyna – mówili kibice Unii.

Mówili też coś o kłopotach ich zespołu, że mają burmistrza, który nie interesuje się piłką, bo bardziej lubi żeglarstwo. Prorokowali też, że ich drużyna w ogóle może nie przystąpić do rozgrywek IV ligi w przyszłym sezonie. Mówili jedno, ale radość była jeszcze większa niż lokalne ploteczki. Na przerwę zostali na wszelki wypadek pod namiotem spikerskim, bo deszcz ciągle powracał, a miejsca tam nie za dużo.

Na drugą połowę wyszły zupełnie inne drużyny. Po meczu Mariusz Machniak, bohater tego spotkania przyznał, że na pierwszą nie wyszła … Granica. Z kolei Tomasz Piec, trener kętrzynian powiedział, że w przerwie „miała miejsce męska rozmowa”. Od pierwszej minuty po przerwie rozpoczął się prawdziwy huragan. Szła akcja za akcją. Wszystkie groźne i bramkowe. Po 7 minutach mogło już być 2-2.

– Ale nie chciało wpaść – mówił po meczu Mariusz Machniak.

Najpierw piłka nie posłuchała się Marka Trauta, a potem Pawła Aleksandrowicza. W końcu posłuchała Aleksa i Granica złapała „kontakt”. Wyrównanie załatwił swoim firmowym zagraniem bez asysty Mariusz Machniak. Przyjął piłkę przed polem karnym, poprawił ją sobie dokładnie i trafił gola „stadiony świata”. Pajęczyny w lewym okienku bramki od strony szkoły już nie ma. Na trybunach był już doping, którego nie słyszano przy Kazimierza Wielkiego od dawna. Tomasz Piec przyznał po meczu, że dzisiaj trybuny były prawdziwym 12 zawodnikiem jego drużyny. Przyznał też szczerze po meczu, że miał chwilę zwątpienia, gdy rywale odeszli na 4:3, ale nikt nawet tego nie zauważył, bo trybuny były w tym momencie najlepszym coachem. Gdy na 3:3 trafił Kacper Rałowiec część widzów krzyczała, żeby już ten mecz się skończył. Ale on wciąż trwał i najciekawsze trzymał w tajemnicy do samego końca, bo po 3:3 znowu trafili rywale i cieszyli się tak, jakby zdobyli właśnie Puchar Świata. To była 85. minuta. Za chwilę trafił z głowy Konrad Gan, a w doliczonym czasie gry swoją drugą bramkę strzelił Mariusz Machniak. Sędzia dał się pocieszył piłkarzom Granicy i gwizdnął po raz ostatni.

Mecz epicki, emocjonujący i trochę niesprawiedliwy. Granica choć była lepszą drużyną w tym spotkaniu drżała do ostatnich sekund o wynik. Rywale mieli farta, bo w sumie oddali na bramkę „Małego” z pięć strzałów, z czego aż 4 celne. Radość w zespole gospodarzy była wielka, ale nie może być za długa, bo już w środę kolejne spotkanie „o sześć punktów” z MKS Korsze, które dzisiaj rozbiły Orlęta 5:0.

jz

Gole z tego spotkania: