Pisaliśmy już o chuligańskim wybryku, do jakiego doszło w Kętrzynie podczas meczu IV ligi pomiędzy Granicą a Romintą Gołdap. W końcówce spotkania ktoś w trybun rzucił w sędziego butelką. Warmińsko-mazurski związek piłki nożnej chce ukarać kętrzyński klub finansowo.
Sobota, 28 kwietnia. Granica prowadzi już 4:1 z Romintą Gołdap. Na trybunach fiesta, bo kętrzynianie po znakomitej grze pewnie zmierzają po kolejne trzy punkty, tak potrzebne do utrzymania drużyny w IV lidze. Niestety, nie wszyscy się cieszą z trzech punktów Granicy. Jeden z „kibiców” rzuca w kierunku bocznego sędziego butelką. Mecz zostaje na chwilę przerwany. Sędzia główny podbiega do asystenta i pyta czy może kontynuować grę. Boczny odpowieda, że tak i spotkanie zostaje dokończone.
Jarosław Moczarski z zarządu KKS Granica Kętrzyn nazywa to zdarzenie „chuligańskim wybrykiem”, które jednak w żaden sposób nie powodowało zagrożenia dla zdrowia sędziego. Z wielkim szacunkiem również ocenia zachowanie sędziego, który pozwolił dokończyć zawody.
– To mógł być równie dobrze walkower dla rywali – przyznaje Jarosław Moczarski.
Sprawa trafiła do związku. Kara jest dotkliwa: 5 tysięcy złotych. W-MZPN mógł ukarać klub kwotą od 100 do 5.000 złotych. Wybrał maksymalną karę. Jarosław Moczarski nie przypomina sobie tak wysokiej kary wymierzonej w IV lidze. Nasz rozmówca uważa, że decyzja została podjęta na podstawie nie do końca prawdziwych informacji. Klub odwołał się od niej, chcąc poznać chociażby opinię obserwatora W-MZPN, który był na tym spotkaniu. Jarosław Moczarski jest pewny, że po wysłuchaniu argumentów Granicy decyzja o wysokości kary dla kętrzyńskiego klubu zostanie zmieniona.
Związek mógł równie dobrze zamknąć obiekt dla kibiców, by w ten sposób zadbać o bezpieczeństwo sędziów, które zdaniem związku zostało wystawione na szwank. Zwłaszcza, że w postępowaniu podnoszony był argument niewłaściwego zabezpieczenia drogi sędziów do szatni. Związek wolał jednak nałożyć karę finansową. Marek Łukiewski, prezes W-MZPN wyjaśnia, że nie można stosować w tym przypadku odpowiedzialności zbiorowej, która dotknęłaby wszystkich kibiców, bo przecież wszyscy oprócz tego jednego zachowywali się właściwie.
– Poza tym klub wie, kto rzucił tę butelkę, więc może wobec tej osoby wystąpić z roszczeniem cywilnym – mówi Marek Łukiewski.
Smaczkiem w tej sprawie jest fakt, że kara została wymierzona bez wysłuchania opinii kętrzyńskiego klubu. To tylko dowodzi prawdziwości tezy, którą stawia osoba, która dobrze wie, co mówi się na korytarzach w olsztyńskiej siedzibie związku. Nasz informator twierdzi, że Granica nie jest lubiana w regionie. Wieloma „sznurkami” w olsztyńskim związku pociąga jeden człowiek – „szara eminencja” centrali związkowej. – To zapewne jego decyzja, by Granicę ukarać jak najdotkliwiej – mówi nasz informator.
jz
BUTELKĄ W GŁOWĘ
Rzucanie w sędziów butelkami ma w Polsce długą „tradycję”. Najsłynniejsza butelka trafiła Vila de Vrieze, holenderskiego sędziego, który biegał po linii podczas półfinałowego spotkania Pucharu Europy pomiędzy Widzewem Łódź i Juventusem Turyn w 1983 roku. Zalany krwią sędzia z zabandażowaną głową dokończył spotkanie, ale klub zapłacił wtedy 150 tysięcy franków szwajcarskich kary oraz zakazem rozgrywania meczów pucharowych u siebie. Jak pamiętamy, Widzew grał przez cały sezon mecze pucharowe w Białymstoku.